W Internecie wrze. I nie, nie odnoszę się do nowego składu rządu. Jakiś czas temu na YouTube pojawiło się krótkie nagranie z warsztatu rozwojowego przeprowadzonego przez Juliana Chwalewskiego na SGH, wokół którego natychmiast narosło mnóstwo kontrowersji. Pojawiły się komentarze i artykuły, wypowiadają się w nich coachowie, trenerzy i… osoby zupełnie postronne. A ponieważ także w moim najbliższym otoczeniu ludzie dotarli do tych materiałów, nie pozostaje mi nic innego, jak pozostawić także mój komentarz.
Dobre złego początki
Długo się zastanawiałam, czy zabierać głos w dyskusji i publikować to nagranie, bo uważam, że rozpowszechnianie nieprofesjonalnych materiałów, wzmacnia negatywne wzorce. W końcu, doszłam do wniosku, że jeśli dzięki temu postowi choćby jedna osoba bardziej świadomie wybierze coacha i ustrzeże się przed „coachem”, to warto. Wszystko zaczęło się od tego, że jedno z SKN Rozwoju Osobistego SGH zorganizowało warsztaty dla studentów w ramach projektu Sztuka Budowania Relacji. Traf chciał, że poprowadzenie warsztatu zlecono Julianowi Chwalewskiemu, który (jeśli dobrze poszukać w Internecie) jest ekspertem od… wszystkiego! A oto nagranie, od którego wszystko się zaczęło.
Tenże pan, w ramach wspomnianego spotkania, poprosił uczestników o ustawienie się w rzędzie, a następnie, aby każdy wymierzył osobie stojącej obok policzek. Owszem, istnieje coś takiego jak coaching prowokatywny i być może w tym nurcie pracy, takie ćwiczenie byłoby dopuszczalne. Jednak takie zadanie może mieć sens wyłącznie wtedy, gdy ma określony cel, a jego uczestnik jest w pełni owego celu świadomy i wyraża zgodę na uczestnictwo w takim eksperymencie. Znacznie bardziej, niż zastosowanie takiego ćwiczenia, przeraziła mnie reakcja uczestników. W gronie kilkudziesięciu osób, w którym obecni byli sami młodzi mężczyźni i jedna kobieta (przynajmniej tyle widać na nagraniu) nikt, podkreślam NIKT nie zakwestionował sensowności ćwiczenia. Nikt, NIKT, nawet jedna osoba, nie odmówiła udziału!!! Nawet chłopak, który miał uderzyć dziewczynę. Nawet owa dziewczyna! A uczestnikami była elita intelektualna, studenci jednej z najlepszych renomowanych polskich uczelni! (I jak tu się dziwić wynikom ostatnich wyborów?). Cały czas nie mogę wyjść z szoku i niedowierzania, że odruch stadny zadziałał w tym przypadku aż tak mocno, a jednocześnie, jak bardzo bezmyślnie i bezkrytycznie ludzie młodzi podchodzą do osób o wątpliwym profesjonalizmie. To tłumaczy, dlaczego tak łatwo ludzie ulegają osobom pewnym siebie, a potem… żałują.
To nie koniec historii
To jednak nie koniec historii. Sylwetka pana Chwalewskiego pewnie nie wzbudziłaby takiej sensacji, gdyby nie szum, który natychmiast narastał wokół opublikowanego nagrania, a co za tym idzie – całego wydarzenia. Niezrozumiale dla mnie, nagle ludzie zaczęli utożsamiać trening przeprowadzony na SGH z coachingiem, a pana Chwalewskiego nazywać coachem. Na tej podstawie pojawiły się kolejne artykuły i posty mówiące o tym, że coaching nie działa. Pani Marta Ciastoch z Newsweeka zaprosiła do rozmowy panią Violettę Rymszewicz, która odnosząc się do warsztatu z SGH mocno skrytykowała ideę coachingu jako takiego. Pomijam fakt, że p. Rymszewicz w wywiadzie nie potrafiłą podać nawet poprawnej definicji coachingu, a w ofercie na swojej WWW utożsamia go z konsultacjami indywidualnymi. Tekst artykułu pod (wiele mówiącym) tytułem „Coaching to ściema” znajdziesz >>TUTAJ<<. Jeśli dziennikarze pretendujący do miana wiarygodnych i rzetelnych, zapraszają do wywiadu osoby, które są wątpliwymi ekspertami w dziedzinie, której dotyczy temat, to nic dziwnego, że coaching nadal boryka się z tak marną opinią na rynku.
A co na to profesjonaliści?
Na szczęście, wśród tej bezpodstawnej nagonki na coaching i bardzo mocno uzasadnionej krytyki działań SGH i p. Chwalewskiego, pojawiły się także głosy zdrowego rozsądku. Zachęcam do przeczytania artykułu pana Jacka Kotarbińskiego „Menedżerskie pranie po buzi”. Nie zgadzam się w tym tekście z nazwaniem p. Chwalewskiego coachem, ale pozostałe słowa są bardzo po mojej myśli. Także nawiązanie do działań menedżerów. Innym tekstem, do którego warto sięgnąć jest wypowiedź Adama Gieniusza – innego executive coacha, który z własnej perspektywy, z dużą dozą pokory i szczerości odnosi się do zjawiska pojawiających się na rynku osób, które bez odpowiedniego przygotowania nazywają się coachami lub prowadzą pozostawiające wiele do życzenia programy i warsztaty rozwojowe. Wypowiedzi Adama Gieniusza znajdziesz >>TUTAJ<<.
Moim zdaniem
Tak jak napisałam powyżej, mnie przeraża brak krytycznego podejścia studentów, ale też ludzi, którzy zostawiają komentarze pod wyżej wymienionymi tekstami (szczególnie tym z Newsweeka). Dziesiątki osób krytykują coaching, choć nigdy nie mieli z nim do czynienia i nie pokusili się o to, by poznać poprawną jego definicję. Ktoś, kto twierdzi, że coaching nie działa, nigdy nie miał do czynienia z prawdziwym coachingiem. Nawet osoby, które twierdzą, że coaching to ściema na podstawie własnych doświadczeń, mijają się z prawdą. Śmiem twierdzić, że coaching nie działa przede wszystkim wtedy, gdy nie jest coachingiem. A nie tak trudno pomieszać różne formy rozwoju właśnie z coachingiem, który w najczystszej formie ogranicza rolę coacha do zadawania pytań. Rozwój osobisty, wbrew temu, co można wywnioskować z wypowiedzi p. Rymszewicz, to znacznie więcej, niż tylko coaching, który jest tylko jednym z wielu dostępnych narzędzi rozwojowych. Co więcej, coaching nie jest złotym środkiem na wszystko (co lubią głosić niektórzy „coachowie”).
Jak uniknąć osób takich jak p. Chwalewski i innych pseudocoachów?
Wbrew pozorom, w dobie Internetu, to wcale nie jest trudne.
Po pierwsze – MYŚL! Myśl, kogo wybierasz na swojego trenera, coacha czy mentora. Myśl, co chcesz osiągnąć. Myśl, jakie formy i metody pracy Ci odpowiadają. Myśl samodzielnie, nie zważając na opinie tłumu. I miej dystans do samozwańczych autorytetów oraz kółek wzajemnej adoracji. Pamiętam, jak pewien dziennikarz postanowił pożegnać się z telewizją i założyć firmę, w ramach której uczył wystąpień publicznych. Był jedną z niewielu osób, których webinaria oglądałam regularnie. Do czasu, aż zaprosił do swojego programu kobietę, która nazywała się coachem, ale w rzeczywistości, była jego dobrą znajomą. Wypowiedzi tej pani nie świadczyły o dużym profesjonaliźmie, co natychmiast skomentowali uczestnicy. A chwilę później zobaczyłam, że na profilu FB ta pani coach publikuje jako własne, materiały innych osób. Kiedy napisałam do niej w tym temacie prywatną wiadomość, prosząc, by dodała prawdziwego autora, bądź usunęła wiadomości ze swojej strony – odpisała, że materiał znalazła w sieci. Postu nie usuęła. A to tylko jeden z przykładów, których niestety można znaleźć dużo więcej.
Po drugie – BIERZ ODPOWIEDZIALNOŚĆ! Bierz odpowiedzialność za własne decyzje. Jeśli trafiłaś na coacha-patałacha, to śmiem twierdzić, że nie dość dobrze sprawdziłaś jego kompetencje i referencje. W prawdziwym coachingu to klient jest odpowiedzialny za proces i za wynik. I nie jest to manipulacja, czy mydlenie oczu. To jest furtka dla klienta, który może wziąć pełną odpowiedzialność także za zmianę coacha, za zgłoszenie uwag do procesu czy metod pracy. Odpowiedzialność nie zwalnia Cię z myślenia, a wręcz przeciwnie – kładzie nacisk na to, że musisz świadomie podchodzić do każdego kroku, jaki stawiasz na drodze swojego rozwoju osobistego.
Po trzecie – SPRAWDZAJ! Sprawdzaj nie tylko wykształcenie i przygotowanie teoretyczne, ale także referencje. Wcale nie oznacza, że ktoś, kto ma dużo opinii na swojej stronie będzie bardziej wiarygodny niż ten, kto ma mniej. Ważne, żeby te referencje były prawdziwe i wiarygodne. Mówi się, że od każdej osoby na świecie dzieli nas maksymalnie sześć uścisków dłoni, Polska wcale nie jest taka duża jak świat, więc z łatwością dotrzesz do kogoś kto zna coacha czy trenera, któremu chcesz zaufać, powierzyć swój czas i pieniądze. A jeśli nawet nie dotrzesz do nikogo takiego osobiście, to zawsze możesz znaleźć materiały, jakie dana osoba publikuje w sieci i na ich podstawie stwierdzić, czy chcesz spróbować pracy właśnie z nią/nim. Na początek sprawdzaj, co i kto pisze o interesującym Cię coachu w sieci. I nie ograniczaj się do Google. Sprawdzaj także YouTube, Pinterest czy Facebook. Nawet nie wiesz, jakie ciekawe tajemnice skrywa Internet! J Jeśli nie włożysz wysiłku, nie sprawdzisz, komu powierzasz swoje pieniądze i czas, nie miej później pretensji, że ten ktoś Cię zawiódł.
MYŚL, BIERZ ODPOWIEDZIALNOŚĆ, SPRAWDZAJ
Te rady dotyczą nie tylko wyboru coacha, trenera czy mentora. Stosuj je także czytając blogi, magazyny, gazety, czasopisma, oglądając telewizyjne wystąpienia ekspertów, słuchając radia itp. Kiedy na rynku pojawił się magazyn Coaching, wiele osób rekomendowało jego lekturę. Tymczasem tylko nieliczni zwrócili uwagę na to, że autorami tekstów są tam głównie dziennikarze i to wcale nie tacy, którzy obracają się w tematach coachingu, rozwoju osobistego czy szeroko pojętej psychologii. Na szczęście dziś ta proporcja została nieco odwrócona.
Chętnie poznam Twoją opinię i doświadczenia związane z coachingiem i rozwojem osobistym. Czy Twoim zdaniem coaching ma coś wspólnego z mordobiciem? Nie zapomnij podzielić się nimi w komentarzu!
Pamiętaj, dobrze przemyślany i pod okiem profesjonalisty – ROZWÓJ NIE BOLI!
Sięgaj gwiazd i uwierz, że masz skrzydła, które poniosą Cię wszędzie tam, gdzie tylko zapragniesz.
zdjęcie w nagłówku: freedigitalphotos.net
Bardzo fajny tekst! Mnie też przeraża, że ogólnie w dzisiejszych czasach jak coś powie się młodej grupie ludzi, to nie sprawdzają źródeł czy potwierdzenia tylko ślepo w to wierzą – „bo w telewizji ktoś powiedział”. Przyznam szczerze, że teraz nie ma prawdziwych studentów, którzy sięgają do książek i sami szukają informacji na dany temat. Oczywiście jest grupa studentów, którzy interesują się określoną tematyką i są w niej nie do zagięcia – i to jest też super, ale wielu jednak jest takich, którzy stosują zasadę: zakuć, zdać, zapomnieć i zapić. Potem tylko się dziwią, że pracy znaleźć nie mogą….
Jeżeli zaś chodzi o coaching, to nie potrzebowałam szukać coacha, więc nie mogę wypowiedzieć się na ten temat, ale dziękuję za cenne wskazówki na przyszłość :).
Dziękuję 🙂
Hej Kasia,
Pierwszy raz słyszę o tej sprawie. Najbardziej dziwi mnie 2 rzeczy:
1. Jakieś 2 lata temu pomagałam przy rekrutacji na stanowisko handlowca (w branży farmaceutycznej) i przeglądałam wszystkie CV, jakie otrzymaliśmy. Czy wyobrażasz sobie, że jakieś 80% osób dodało mimochodem, że jest również coachem? To było 2 lata temu więc dzisiaj pewnie coachem w CV jest już każdy 🙂
2. Na szkoleniu z finansów brałam udział w pewnym ćwiczeniu, które polegało na paleniu pieniędzy. Na szkoleniu było około 1000 osób. Tylko 3 się nie zgodziły (w tym ja). Potem okazał się to żart, ale zaskakuje mnie, jak mało osób odmówiło… Gdzie się podziała jakakolwiek asertywność?
Pozdrawiam 🙂