Konflikty chodzą parami – czyli mój sposób na trudne relacje i sytuacje
Coś w tym jest, że kiedy już podejmiesz decyzję w problemie, to cały świat zaczyna Ci podpowiadać kolejne rozwiązania. I tak ja teraz wszędzie widzę podpowiedzi i wyjaśnienia jak działa konflikt. A że wiedzy i inspiracji nigdy nie mam dość, to zaczęłam z refleksją patrzeć na ostatnie trudne przeżycia. Na pierwszy plan wysunęły się konflikty. Te najświeższe i te trochę starsze.
Po lipcu obfitującym w konflikty na różnych płaszczyznach życia (taka moja mała kumulacja), w moje ręce wciąż wpadają „złote rady” co do tego, jak postępować w konflikcie albo jak unikać konfliktów. Ale co w sytuacji, gdy konflikt już jest i jest Ci z nim trudno?
Komunikacja w konfliktach jest po prostu marna. Szczególnie dzieje się źle, gdy jedna ze stron konfliktu kompletnie nie ma odwagi czy gotowości, by spojrzeć na sprawę z perspektywy drugiej strony i… odrzuca z miejsca wszystko, co słyszy. Okopuje się we własnych przekonaniach. Dochodzi do tego, że jeden mówi o kolorach, a drugi o kształtach. I klops – nieszczęście gotowe.
Wystarczy, że jedna osoba nie ma gotowości zmierzyć się z trudnościami i konflikt gotowy.
Wszystkie sytuacje, do których się aktualnie odwołuję miały podobny schemat. Na początku padała krytyka. I tu pojawiał się pierwszy decydujący moment: krytykowany zamykał się odrzucając kompletnie to, co słyszał. Brak gotowości do usłyszenia krytyki prowadzi do uruchomienia najmocniejszych schematów działania: agresji i ataku wobec osoby, która krytykuje. To trochę tak, jak u mojej 3,5-letniej córki, która z miejsca nazywa głupim każdego, kto zrobi coś, co jej się nie podoba. U dorosłych często pojawia się powtarzanie jak mantry jednego argumentu, który nie pasuje do istoty problemu. To tak jakby konflikt dotyczył koloru nieba, a osoba krytykowana mówiła, że przecież słońce pięknie świeci.
Tak działają dorośli mniej świadomi siebie, osoby z mniejszym poczuciem własnej wartości. Kiedy krytykowany nie ma gotowości, żeby przyjąć negatywny komunikat, okopuje się i… bardzo szybko szuka wroga po drugiej stronie. Zrzuca winę. Ten jest zły i wredny, kto go krytykuje. I na pewno nie ma racji. Krytykowany robi wszystko, by tylko utwierdzić samego siebie w przekonaniu, że ma rację. Nie ma tu woli, żeby rozwiązać konflikt – jest wola, żeby obronić za wszelką cenę własne stanowisko i to w taki sposób, żeby utwierdzić się w przekonaniu o własnej racji. Opisywanie suchych faktów jest odbierane jak naciąganie prawdy bądź kłamstwo. A ponieważ w tej sytuacji krytykowany nie ma dostępu do własnych emocji – gotuje się w nim jak w garnku z dziurawą przykrywką. Musi wybuchnąć.
Zawsze w takich sytuacjach pojawia się pytanie, kiedy zaprzestać prób pokazania własnej perspektywy? Czy odpuścić, czy próbować? Bo przecież najdelikatniejsze odsłonięcie schematu, nazwanie mało dojrzałych, pierwotnych mechanizmów na niewiele się tu zda – będzie odebrane jak kolejny atak…
Jak najprościej byłoby uniknąć konfliktu?
Większość ludzi wybiera drogę strusia i chowa głowę w piasek. Ucieka. Odpuszcza. A potem pluje sobie w brodę, że zabrakło im odwagi, by zawalczyć o ważny temat. Wyrzuty sumienia trwają jakiś czas, potem milkną… Do następnego razu.
Najprościej byłoby, gdyby osoba krytykowana potrafiła po prostu wysłuchać i przyjąć krytykę. Podziękować za zwrócenie uwagi i powiedzieć, że się zastanowi, że sprawdzi, że podejmie kroki, by wyjaśnić… Wysłuchanie i przyjęcie krytyki nie oznacza, że się z nią zgadzamy.
W lipcu kilkukrotnie byłam po stronie krytykującego. Sama bądź w grupie – kilku bądź kilkunastoosobowej. Po latach pracy nad sobą nie boję się rozmawiać o trudnych tematach. Nie boję się mówić głośno i wyraźnie o tym, co mnie boli, co mi nie odpowiada. Radzę sobie z tym raz lepiej – raz gorzej, ale zawsze towarzyszy mi cytat zamieszczony w nagłówku tego posta. Wiem, że lepiej jest działać, potykać się i zmagać z samą sobą, niż biernie czekać na rozwój wypadków lub (co gorsze) chować za czyimiś plecami. Uczę się na własnych błędach i choć wciąż widzę ogromne pole do pracy w tym obszarze, to z każdym kolejnym konfliktem radzę sobie coraz lepiej. Dziś mam też ogromną świadomość tego, jak niewiele osób potrafi zmierzyć się z trudnym komunikatem podanym wprost, bez zawoalowania.
Nie umiem podać jednej prostej recepty na rozwiązanie konfliktu, ale mogę podzielić się tym, co mi pomaga w konfliktach. Zwłaszcza w sytuacjach, kiedy widzę i czuję perspektywę drugiej strony, ale sens moich słów jest zmieniany przez mojego rozmówcę tak, jak mu wygodnie.
Po pierwsze – powrót do moich wartości. Ustalenie z samą sobą, co jest dla mnie w danej sytuacji najważniejsze. Jaki jest mój cel. Jak daleko jestem gotowa działać. Jakie są mniej więcej moje granice.
Po drugie – przyjrzenie się moim własnym emocjom. To jest szczególnie ważne, gdy moja krytyka jest odbijana jak piłeczka. Czasem zdarza się tak, że jest to efekt mojego komunikatu – wtedy się poprawiam. Znacznie częściej to wynik braku gotowości do dojrzałej rozmowy po drugiej stronie. Szczególnie wtedy ważne jest, by oddzielić to co moje od tego, co wmawia mi ktoś obok. Emocje tu są drogowskazem.
Po trzecie – gotowość do wzięcia odpowiedzialności. Konflikty mają to do siebie, że łatwiej w nich popełnić błąd. I na te błędy jestem gotowa. Jeśli moje wartości podpowiadają działania trudne, ale ważne dla mnie – przygotowuję się na to, że nie obędzie się bez bólu. Jeśli moje emocje dotyczą problemu nie drugiej osoby, jeśli nie ma we mnie projekcji – jestem gotowa na to, że moje działania i/lub słowa mogą zostać skrytykowane, odrzucone, uznane za niewłaściwe. Cokolwiek nie nastąpi – mam gotowość by wziąć pełną odpowiedzialność za to, co robię i zmierzyć się z konsekwencjami.
Te trzy elementy dają mi odwagę by nie chować się i nie uciekać. W życiu bywa, że jest trudno. Bywa też, że bardzo boli. Ale właśnie takie zdarzenia i przeżycia kształtują nas jako ludzi, kształtują nasze poczucie własnej wartości. To one pomagają nam jeszcze lepiej poznać same siebie, jeszcze lepiej poznać ludzi wokół. Ból mija, zostają wspomnienia o wyborach i… duma albo poczucie winy, które najczęściej trudno naprawić „po fakcie”.
A jaka jest Twoja recepta na rozwiązanie konfliktu?
Jaki jest Twój schemat działania?
A jeśli dojdziesz do wniosku, że to trudne i potrzebujesz wsparcia – dołącz do mojej grupy na Facebooku i Zostań Babką WielkoMocną. Obiecuję, że znajdziesz tam to, czego potrzebujesz, by odnaleźć kontakt ze sobą.