akceptacja siebie coaching online warszawa terapia tsr katarzyna bogusz-przybylska babskie tabu

Co mają wspólnego akceptacja siebie, samoświadomość i pożary na świecie?

Też miewasz takie dni, kiedy przytłacza Cię i paraliżuje to, co dzieje się wokół? Dni, kiedy obserwujesz rzeczywistość i wiadomości płynące ze świata wzmagają Twój lęk? Zastanawiasz się, jaki masz wpływ na to, co dzieje się na świecie? Ja też. I co więcej – zastanawiam się, jak może nam pomóc akceptacja siebie i samoświadomość.

Kiedy weszłam na ścieżkę osobistego rozwoju, bardzo szybko zrozumiałam, że jesteśmy całością. My – jako jednostki, ale też jako zbiór jednostek (nie tylko ludzkich) tworzących świat. Nasze losy i istnienia są połączone niewidzialnymi nićmi, pasmami energii, które łączą nas między sobą nie tylko w bliskim otoczeniu, ale w ogóle z całym światem. Ten świat to trochę taka zupa mydło-powidło. Jest tu wszystko. To, co Ci bliskie, co się podoba, co zbieżne z Twoimi poglądami, marzeniami, pragnieniami i przekonaniami. Ale jest tu także masa tego, co stoi z Tobą w totalnej sprzeczności. To taka zupa pełna brokułów i ziemniaków, które lubisz i brukselki, której nienawidzisz. W zupie możesz przełknąć nielubianą brukselkę zatykając nos, możesz też ją odłożyć, wyrzucić albo możesz powiedzieć sobie, że jest zdrowa i ją zjeść jak najszybciej, by mieć to za sobą. A w życiu?

W życiu też możesz wybierać między brukselką i ziemniakiem. I jest najlepiej, gdy tych wyborów dokonujesz świadomie. A Twoje wybory są tym bardziej świadome, im większa Twoja akceptacja siebie i samoświadomość.

Warto zdawać sobie sprawę z tego, że dzięki istniejącym na świecie sprzecznościom jest zachowana równowaga. Tylko dzięki nim ten świat trwa, bo te niewidzialne nici łączące nas ze wszystkim co wokół, są tak silne i jest ich tak wiele, że stworzona przez nie siatka nie pozwala elementom rozpierzchnąć się po czeluściach wszechświata.

Czy możliwy jest świat bez zła?

Nie sądzę. Gdyby był możliwy, to już by istniał.

A gdyby przyjąć hipotezę, że zła nie ma?
Gdyby przyjąć, że skoro każdy z nas działa w zgodzie ze swoimi głębokimi potrzebami, kieruje się swoimi wewnętrznymi wartościami, to działa w imię płynącego z jego wnętrza dobra. A skoro ma dobre intencje, to jak można mówić o istnieniu zła?

Jeśli każdy człowiek na tym świecie działa wierząc, że to, co robi jest słuszne i dobre, to jedyne, co nas różni to wiedza i punkt widzenia. Gdybyśmy wszyscy wiedzieli tyle samo i to samo, nasze punkty widzenia byłyby bardziej podobne. I może wtedy ci, którzy przypadkowo zestrzelili samolot pełen cywilów, lepiej uważaliby na rakiety. Może ci, którzy podpalają lasy w Amazonii i Australii mieliby wiedzę, jak szerokie i długofalowe konsekwencje będą mieć ich działania dla pozostałych ludzi i zwierząt, i dla Ziemi. Może ci, którzy siedzą na najwyższych stołkach mieliby na uwadze coś więcej niż tylko swoje kieszenie i chwilowy dobrostan ich rodzin? Może usprawiedliwiający swoje czyny religią i głosem boga zauważyliby, że w istocie każde działanie przeciwko drugiemu człowiekowi (nawet usprawiedliwione religią czy wiarą) jest uderzeniem w niego samego? Może każdy z nas zastanowiłby się trzy razy zanim znów podjąłby działanie, które nie miałoby nic wspólnego z ratowaniem Ziemi, naszego domu? Może będąc bardziej świadomymi tego, kim jesteśmy, bylibyśmy gotowi częściej brać pełną odpowiedzialność za nasze decyzje i działania (o odpowiedzialności pisałam >>TUTAJ<<)?

Pozostaje pytanie – czy jesteśmy w stanie wyrównać poziom wiedzy u wszystkich ludzi?


Nie mam tu na myśli wiedzy propagandowej, której nie brakuje i która nie ma nic wspólnego z rzetelnym opisywaniem rzeczywistości. Mam na myśli wiedzę najnowszą, najbardziej aktualną, opartą na badaniach. Wiedzę o wydarzeniach z kraju i ze świata przedstawianą jak najrzetelniej, w oparciu o fakty, a nie wybiórczo z ograniczeniem do tego, co akurat pasuje obecnej władzy.

Odpowiedź na moje pytanie brzmi: NIE. Nie możemy wyrównać poziomu wiedzy u wszystkich, bo to by zaburzyło równowagę w przyrodzie. To wbrew statystyce i logice.

Czy to oznacza, że nie możemy zrobić nic?

Również NIE. Jestem głęboko przekonana, że drogi są co najmniej dwie.

Pierwsza – to podejmowanie prób wpływania na osoby najbardziej decyzyjne na świecie. To jest mega trudne, bo demokracja rządzi się swoimi prawami, a nasz głos nie ma żadnego znaczenia dla tych, którzy patrzą wyłącznie przez pryzmat swojej zachłanności na władzę i pieniądze.

Jednocześnie jestem przekonana, że kropla drąży skałę, a 1 + 1 + 1 + …. + 1 kiedyś da miliardy ludzkich istnień, które ocalą Ziemię i gatunek ludzki przed katastrofą. Że sumując działania jednostek zbierzemy ich tak wiele, aby mieć kluczową moc i realny wpływ na zmiany tak, aby nasze dzieci i wnuki nie musiały zabijać się o kroplę wody. I to jest drugie rozwiązanie: budować masę krytyczną.

Tylko czy zdążymy? Czy nie będzie za późno?


I tu dochodzimy do sedna. Im szybciej zaczniemy, tym większe nasze szanse.

Jak zacząć?
Jedni wybrali ścieżkę edukacji ekologicznej – uczą i promują wśród innych filozofię zero waste, wielorazowe produkty, ograniczenie zużycia plastiku, wody i tak dalej. Inni angażują się politycznie, by mieć wpływ na decyzje dotyczące kraju i świata. Kolejni postawili na edukowanie ludzi o zależnościach, mechanizmach społecznych, politycznych, ekonomicznych i zależnościach między nimi.

A ja?
A ja mówię:

ZACZNIJ OD SIEBIE!

Od swojego wnętrza. Od poszerzania samoświadomości i zwiększania akceptacji siebie.

Wierzę, że człowiek jest z natury dobry.
Wierzę, że rodzimy się dobrzy na wskroś, tylko o tym zapominamy i czasem błądzimy. Za bardzo przejmujemy się krytyką innych, opiniami, które zagrażają naszemu poczuciu pewności siebie, samoakceptacji czy wewnętrznego bezpieczeństwa. Uciekamy od odpowiedzialności za nasze życie, za nasze decyzje, oddając swoje życie w ręce tradycji, przekonań czy religii, których nauczyli nas rodzice. Nie, nie mówię, że źle jest podążać za naukami rodziców. Mówię, że źle jest podążać bezmyślnie. Że to jest mega wygodne, bo nie wymaga myślenia, nie wymaga stawania oko w oko z tym co trudne, co często na początku boli, bo każe mierzyć się z nieznanym.

Dlatego wybrałam drogę pomagania innym w poznawaniu siebie, w poszerzaniu samoświadomości. Wierzę, że samoświadomość jest źródłem samego dobra. Że z samoświadomości płynie akceptacja siebie, a ci, którzy siebie akceptują, nie krzywdzą innych. Ani ludzi, ani zwierząt. Ci, którzy akceptują siebie, patrzą długofalowo na skutki swoich decyzji i działań. A ponieważ świat już bardzo długo jest w rękach mężczyzn, to wierzę, że wzmacnianie kobiet, oddawanie im coraz większego pola, coraz więcej odpowiedzialności za życie, za świat, ma szansę przynieść najszybszą możliwą zmianę. To dlatego skupiam się głównie na pracy z kobietami.

Czy się nie boję?


Boję się. Cholernie się boję. Boję się, że to wszystko za mało. Że zostawię taki świat dla moich dzieci i wnuków. Że skazuję ich na walkę o łyk powietrza, o szklankę wody, o skrawek zieleni, że będą świadkami zagłady, na którą ludzkość sama się skazała.

Patrzę w oczy moich dzieci i zastanawiam się, kiedy przyjdzie moment, w którym zaczną pytać, co zrobiłam, by ocalić ich świat? Zastanawiam się, kiedy zaczną pytać o nadchodzącą zagładę… o ich śmierć… o przetrwanie… o to, na jak długo wystarczą nam obecnie dostępne zasoby wody…

Nie chcę patrzeć na to wszystko bezczynnie. Dlatego robię, co mogę i co potrafię najlepiej. Staram się poprzez rozmowy, dyskusje i trudne pytania zadawane wprost inspirować i mobilizować innych do zmiany perspektywy i poszerzania samoświadomości. Czasem łagodnie, czasem brutalnie i szczerze do bólu – zawsze z dobrą intencją.

Tak, dostaję za to bęcki, bo dla wielu osób dobry świat to taki, gdzie trudne tematy i pytania zamiatane są pod dywan, a ogólnie to ma być „miło” – nie ważne jakim kosztem. Mamy albo się ze sobą zgadzać, albo udawać, że się zgadzamy. W imię dobrej atmosfery. I żeby nikt nas nie skrytykował.

Dla mnie budowanie samoświadomości nierozerwalnie łączy się z dotykaniem w nas tego, co trudne. Więc często dotykam tego w sobie, a nierzadko też w innych. Taką drogę wybrałam. Wierzę, że kropla drąży skałę. Że im szersza będzie samoświadomość pojedynczych osób – tym większa szansa na to, że szybciej przekroczymy masę krytyczną i ocalimy świat. Razem.

Masz potrzebę działania? Jesteś gotowa zacząć od siebie?


Chętnie ci pomogę.
Na początek zapraszam Cię do poznania 44 prostych sposobów na zwiększanie akceptacji siebie. Zostaw poniżęj Swoje dane, a codziennie przez 44 dni otrzymasz email prezentujący jeden z czterdziestu czterech prostych sposobów na zwiększenie samoakceptacji. Poznaj te sposoby i wybierz kilka – 2, 3, 4 – które będziesz stosować. Dzięki nim zaczniesz pracę nad sobą i akceptacją siebie. To prosty krok i bezbolesny.


Na jaki adres chcesz otrzymywać emaile z 44 sposobami na zwiększenie akceptacji siebie?
Zapisuję się!
Twoje dane będą przechowywane zgodnie z zasadami RODO. Administratorem będzie Time4HR Katarzyna Bogusz-Przybylska.

A jeśli chciałabyś spotkać inne kobiety, którym to, co dzieje się wokół leży na sercu, które pracują nad akceptacją siebie – dołącz do mojej grupy na Facebooku i Zostań Babką WielkoMocną. Spotkasz tam inne kobiety, które czują podobnie jak Ty.

Rozejrzyj się! Może wśród Twoich znajomych są osoby, które marzą, ale nie działają – udostępnij im ten tekst. Może właśnie tego artykułu potrzebują, by pozbyć się lęku i zacząć być po swojemu?

Pamiętaj, jesteś wystarczająca taka jaka jesteś.

BĄDŹ PO SWOJEMU
i nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak inne!

 

 

zdjęcie w nagłówku: canva.com
Exit mobile version