Inspiracją do napisania dzisiejszego postu była dla mnie pewna przyjemna pani, którą od jakiegoś czasu widuję na placu zabaw, gdzie chodzę z moimi dziećmi. Historia, którą chcę się podzielić pokazuje, że wszędzie spotykamy się z oceną. Często zbyt pochopną i nieprzemyślaną, aby była prawdziwa. To, co mi się przytrafiło, jest świetnym przykładem sytuacji, w której jedna strona ocenia po pozorach a druga… No właśnie, co może w tym momencie zrobić druga?

HISTORIA Z ŻYCIA WZIĘTA

Dziś poszłam z Kudłatą na plac zabaw nieco później niż zwykle. Jesteśmy w trakcie treningu czystości, więc mała chodzi bez pieluchy. Jeszcze się zapomina z wołaniem „siusiu”, więc muszę się pilnować, żeby regularnie ja wysadzić. Dziś w ferworze zabawy straciłam poczucie czasu i… Kudłata zrobiła siusiu do piaskownicy. Stanęła mokra w małej kałuży, jaka powstała na piasku i już chciała naśladować swoją ulubioną Świnkę Peppę. Miałam do wyboru – zająć się uprzątnięciem piaskownicy i zostawić ją na ten czas w piasku ryzykując, że za chwilę będzie uklejona niczym piaskowy potwór, albo zająć się najpierw przebraniem córeczki, a potem piaskownicą. Zgadnij, które rozwiązanie wybrałam?

Szybko zasypałam lekko mokry piasek, na tyle mocno, żeby Kudłata w niego nie weszła i na tyle lekko, żeby móc zidentyfikować zasiusiane miejsce, po czym zajęłam się przebraniem małej. Ledwie postawiłam ją na trawie, gdy usłyszałam za plecami:

– Może sprzątnęłaby pani ten brudny piasek, tu się bawią inne dzieci? – pani Przyjemna nie wytrzymała.

– A pozwoli mi pani najpierw zająć się dzieckiem? – zapytałam czując wiszącą w powietrzu awanturę.

– Ale pani zasypała to co zasikane, nie znajdzie pani tego miejsca.

– Zasypałam, żeby dziecko nie weszło w to miejsce. Niech się pani nie martwi, znajdę bez problemu.

Ze spokojem kontynuowałam przebieranie Kudłatej. Zaraz potem wybrałam z piaskownicy zabrudzony piasek i wyrzuciłam go pod ogrodzenie placu zabaw (tak, jak robi to większość rodziców w podobnej sytuacji). Pani Przyjemna chyba uznała, że po przebraniu córki, pozwolę jej bawić się w zabrudzonym przez nią samą piasku, skoro uznała za konieczne przywołanie mnie do porządku. Myślałam, że zadowoliłam jej oczekiwania. Niestety, trwało tylko chwilę, zanim odezwała się do mnie znowu.

– Przepraszam, a może warto dziecku zakładać pieluszkę do piaskownicy?

– A przechodziła już pani z synkiem trening czystości? – byłam ciekawa, czy młoda mama daje rady wyczytane w Internecie, czy z własnego doświadczenia. Nie usłyszałam odpowiedzi.

– Skoro dziecko nie jest jeszcze gotowe, to może pieluszka by pomogła w miejscach publicznych, gdzie bawią się też inne dzieci?

Wdałyśmy się w krótką wymianę zdań o zasadach odpieluchowania dzieci i wolności wyboru metod wychowawczych przez każdego rodzica. Wszystko w bardzo spokojnym i uprzejmym tonie. Pani Przyjemna spróbowała jeszcze raz sprowadzać mnie na swoją, jedyną słuszną drogę postępowania z moimi dziećmi. A ja zaczęłam się zastanawiać, o co tak naprawdę jej chodzi.

Wtedy zrozumiałam, że ja czuję dyskomfort, bo ona ocenia mnie po jednej sytuacji i zachowuje się tak, jakbym codziennie wyprowadzała moje dziecko na spacer jak kota, a piaskownicę traktowała jak kuwetę. Wtedy przypomniałam sobie spojrzenie pani Przyjemnej sprzed dwóch dni, kiedy to moja Kudłata z ogromnym uśmiechem i radosnym wrzaskiem tarzała się w piachu niczym w basenie. Wszystko zaczęło mi się układać w całość. Tu wcale nie chodziło o to, że Kudłatej raz przytrafiło się zrobienie siusiu do publicznej piaskownicy, a ja nie sprzątnęłam po niej wystarczająco szybko.

CO W ŚRODKU PISZCZY?

Wspomniana pani, przychodzi na plac zabaw z dwójką dzieci – synkiem „na oko” dwuletnim oraz maluszkiem śpiącym w gondoli wózka. Chłopiec zawsze bawi się w piaskownicy. Siedzi w jednym miejscu i wsypuje piasek do swojej wywrotki lub kubeczka. Mama siedzi na brzegu piaskownicy, od czasu do czasu strofuje chłopca, żeby nie krzyczał, bo zbudzi śpiące rodzeństwo. Czasem podpowie jakąś zabawę, ale nie widziałam jej bawiącej się z synkiem w piaskownicy, bujającej go na huśtawce czy kręcącej na karuzeli. Siedzi i ze spokojem obserwuje. Wydaje się sympatyczną osobą i troskliwą mamą. Jej synek jest cichy, spokojny – potocznie mówiąc „bardzo grzeczny”. Maleństwo w wózku przebudza się od czasu do czasu, ale wtedy przychodzi mama, buja chwilę wózkiem i na nowo usypia swoje młodsze dziecko. Wzorowa rodzina.

To, co mnie zabolało w całym tym zdarzeniu to fakt, że ktoś ocenił mnie na podstawie jednej sytuacji i to zanim miałam szansę dokończyć to, co zaplanowałam. Pani Przyjemna oceniła i potraktowała mnie tak, jakbym nie popierała utrzymywania czystości w piaskownicach. Jakbym była brudasem, zostawiającym po sobie syf w miejscach, gdzie bawią się dzieci. Jakby moje maluchy przebywały w bałaganie i brudzie. Jakbyśmy codziennie zostawiali po sobie nie wiadomo co.

I kiedy uświadomiłam sobie, iż jej ocena nie była rzetelna i adekwatna, zrozumiałam, że jej postawa nie wynikała ze mnie. Moja pewność siebie kazała jej nie odpuszczać i trzykrotnie wracać do mnie z tym samym tematem karcąc mnie jak nieodpowiedzialne dziecko. Nigdy wcześniej nie nawiązała ze mną rozmowy, choć ja przy naszym pierwszym spotkaniu próbowałam (zwykle mi głupio siedzieć obok innej mamy w milczeniu, podczas gdy nasze dzieci bawią się razem albo obok siebie). Jakaś wewnętrzna siła drzemiąca w Pani Przyjemnej kazała jej najpierw w mgnieniu oka mnie ocenić, potem natychmiast upomnieć, bez zaobserwowania dokładnie, jak się zachowam. A ponieważ nie zaczęłam przepraszać i okazywać skruchy, ponieważ nie powiedziałam głośno, że faktycznie zgadzam się, że trzeba wspólnie dbać o porządek w miejscach , gdzie bawią się dzieci, ponieważ nie robiłam afery z tego, że mojemu dziecku przytrafiło się siusiu do piaskownicy – ona uznała, że trzeba mnie „wyprostować”. Założyła, że nie dbam o higienę ani moich ani cudzych dzieci.

W drodze do domu, wspominając całe zdarzenie, dotarło do mnie, że patrząc na idealny obrazek, jaki pani Przyjemna tworzy wraz ze swoimi dziećmi, brakuje w nim jednego, kluczowego dla mnie elementu. Radosnego, szczerego, niczym nieskrępowanego śmiechu chłopca.

 

 

 

A czy Tobie zdarzyło się być zbyt pochopnie ocenioną?

Co robisz w takich sytuacjach?

Jak często wpadasz w tę pułapkę i sama zbyt pochopnie kogoś oceniasz?

 

 

Mnie w takich sytuacjach pomaga myślenie, które i Tobie polecam:

Jesteś wyjątkowa. Nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak wszyscy.

rusz tyłek i BĄDŹ SOBĄ!

artecoaching warszawa Katarzyna Bogusz-Przybylska ARTECOACH (podpis)

 

 

 

Share Button