Jedną z najtrudniejszych rzeczy, z którymi mierzy się każda mama jest utrata wolności. Czas tuż po pojawieniu się dziecka w rodzinie jest wyjątkowy. Upojone hormonami i satysfakcją ze spełniającego się marzenia poznajemy nową rzeczywistość. Prędzej czy później przychodzi jednak moment, w którym czujemy, że mamy dość.
Rodzina poznawszy nowego członka rodziny i dopełniwszy obowiązku pierwszych odwiedzin, wraca do swojej codzienności. Mąż wczuwając się w odpowiedzialną rolę głowy rodziny, innym okiem zaczyna widzieć swoje życie zawodowe i znika na całe godziny. Koleżanki powoli zapominają, że byłyśmy kiedyś w ich świecie i nie ryzykują narażania się na pogaduchy o pieluchach, kaszkach i katarach. Zostajemy same.
Każdy dzień zaczyna wyglądać tak samo. Karmienie, odrobina zabawy, przewijanie, spanie. Przestajemy przejmować się, co mamy na sobie. Plamy po ulanym mleku zaczynają być nieodłącznym elementem naszego wizerunku. Przestajemy zwracać uwagę na wygląd, podkrążone z niewyspania oczy i to, że naszym codziennym strojem poza piżamą staje się dres.
STOP!
Twoje życie nie musi tak wyglądać!
Świeżo upieczonym mamom nie jest łatwo. Wiele się od nas oczekuje, wiele wymaga, rzadko znajdujemy prawdziwe zrozumienie u osób innych niż otaczające nas równie przemęczone matki.
Żadna zmiana nie jest łatwa.
Chciałabym w tym poście powiedzieć kilka prawd, które powinny być oczywiste, ale brutalna prawda jest taka, że rzadko są.
PO PIERWSZE: Masz prawo czuć się źle i być zmęczona opieką nad dzieckiem.
Każda złota klatka pozostaje tylko klatką. Nikt, kto lubi czekoladę nie jest w stanie oglądać jej i jeść 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu. Tak samo jest z dziećmi. Nawet te najgrzeczniejsze, najbardziej urocze i wyczekane po prostu męczą. Tym bardziej, że my – matki – oddajemy im bardzo wiele z siebie.
PO DRUGIE: To, że stałaś się matką nie znaczy, że przestałaś istnieć jako odrębna jednostka.
Sama zmagam się z tym, że niektóre bliskie mi osoby przez długi czas dziwiły się, że narzekam na siedzenie w domu z dzieckiem (wtedy jeszcze jednym). Przecież sama tego chciałam. Przecież nie chodzę do pracy. Przecież siedząc w domu mam mnóstwo czasu – w końcu trafiłam na złote, grzeczne dziecko. Nikt nie potrafił zrozumieć, dlaczego pół roku po porodzie szukam niani. Miałam poczucie, że oczekuje się ode mnie totalnego poświęcenia dzieciom, rezygnacji ze wszystkich własnych potrzeb i wejścia w role, które uwierały mnie jak niewygodne buty. Na szczęście, miałam ten luksus, że mogłam sobie pozwolić na zatrudnienie niani i mieć kilka godzin dziennie na to, żeby ugotować obiad, posprzątać nieco w domu czy od czasu do czasu zająć się sobą. Tobie proponuję szukanie zrozumienia u innych mam z wartościami podobnymi do Twoich. Jeśli nie widzisz takich wśród bliskiego otoczenia – poszukaj w internecie!
PO TRZECIE: Masz prawo do odpoczynku i odskoczni.
To, że Twój mąż czy partner ciężko pracuje, nie znaczy, że nie masz prawa wyjść do fryzjera, kosmetyczki czy imprezę s koleżankami raz na jakiś czas. Śmiem twierdzić, że to nie tylko Twoje prawo, ale wręcz obowiązek. Daj sobie ten luksus. Zostaw dziecko z ojcem. A jeśli nie ma ojca to z babcią, ciotką, a nawet życzliwą sąsiadką. Na pewno w Twoim otoczeniu jest ktoś, komu możesz zaufać. Wyjdź na godzinę, dwie i poczuj, choćby tylko przez chwile, wolność. Zrób to, na co masz ochotę. I nie mów, że nie masz na to czasu. Te kilka godzin pozwoli Ci zregenerować siły i zalegające obowiązki wykonasz cztery razy szybciej niż bez tego odpoczynku.
PO CZWARTE: Nie jesteś niezastąpiona.
Choćbyś bardzo chciała – nie jesteś jedyną osobą w świecie Twojego dziecka. Są inni dorośli i dzieci, którzy są istotni dla Twojej pociechy. Tata, babcie, dziadkowie, ciocie, wujkowie – nawet ci „przyszywani”. Dziecko nie ucierpi, jeśli dostanie jeść z małym opóźnieniem, albo ktoś założy mu pieluchę na lewą stronę (tak, tak to się zdarza!!!). Będzie to z pewnością miła anegdota do opowiadania po latach! Zapytaj, a zobaczysz, że wśród nich znajdzie się przynajmniej jedna osoba, która z radością zastąpi Cię w opiece, żebyś miała chwilę dla siebie. Spróbuj!
PO PIĄTE: Twoje dziecko nie ucierpi z powodu rozłąki z Tobą. Nawet kilkudniowej.
Jeśli zostawisz dziecko pod opieką kogoś innego, na godzinę czy dwie, świat naprawdę się nie zawali. Ja sama pierwszy raz wyszłam z domu zostawiając Mruczka z moją mamą, gdy maluch miał 5 miesięcy. Stresowałam się bardzo, ale kiedy wróciłam do domu po tych kilku godzinach, cieszyłam się małym jak nigdy dotąd. I (o zgrozo!) on również był zadowolony!!! J Zostawienie dzieci na noc pod opieką ich taty i babci, zajęło mi znacznie więcej czasu. Mruczek miał ponad dwa lata, a Kudłata prawie rok, kiedy zrobiłam wypad na weekend do Krakowa. I wiesz co? Dziś uważam, że popełniłam duży błąd zwlekając tak długo.
Wiem, to wszystko nie jest proste. Ale nie sprawdzisz, czy możliwe, dopóki nie spróbujesz!
Ja należę do matek ostrożnych. Nie zabierałam dzieci do koleżanek. Nie wychodziłam z nimi ani na zakupy, ani do kawiarni czy innych miejsc publicznych. Może to dlatego, że mając przy sobie dziecko, trudno mi skupić się na innych czynnościach. (Tym, którzy znają mnie bliżej, pewnie trudno w to uwierzyć). Ja nawet nie umiem spokojnie rozmawiać przez telefon, kiedy jestem sama z maluchami. Składają się na to dwa elementy.
- Czas, który spędzam z dziećmi to czas dla dzieci. Nie chcę im go odbierać zbyt często wpuszczając do tej przestrzeni inne osoby.
- Moje dzieci wciąż są małe i wymagają sporej uwagi. Wierzę, że kiedy podrosną, będzie mi łatwiej, choć i wtedy nie zrezygnuję z czasu tylko dla nich.
A jak Ty radzisz sobie z ograniczeniami niesionymi przez macierzyństwo?
Czy spotkałaś podobne problemy?
Jakie są Twoje przemyślenia? Czo dodałabyś do mojej listy?
_
Bez względu na chwile zwątpienia, pamiętaj:
Jesteś wyjątkowa. Nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak wszyscy.
rusz tyłek i BĄDŹ SOBĄ!
_
_
żeby zagłosować na ten tekst w konkursie, kliknij na powyższy obrazek i podążaj za instrukcją 🙂
zdjęcie w nagłówku: freedigitalphotos.net
Nie jestem mamą, ale Twój tekst bardzo do mnie trafia, bo odpowiedziałaś na moje obawy. Czasem sobie myślę „o matko! urodzę dziecko, to już nie będę mogła chodzić codziennie na siłownię, ani nigdy w życiu nie pojeżdżę z Mężem na motocyklu”. Może to głupie, ale takie myśli mnie przerażają… Czytając Twój tekst, pomyślałam, że wcale nie musi tak być. „To, że jestem mamą, nie znaczy, że nie jestem odrębną jednostką” – najlepsze zdanie 🙂
Bardzo ważny i trudny temat. Pamiętam jak przy pierwszym dziecku walczyłam z tym wszystkim, o czym piszesz. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie tych kwestii – szkoda, że nie przeczytałam tego 7 lat temu…
Ja żałuję, że tak mało kobiet ma odwagę mówić o trudach macierzyństwa. Przez to tworzy się obraz, że matka powinna być ciągle uśmiechnięta i zadowolona.
Justyna, to specjalnie dla Ciebie dodam jeszcze jedną maksymę: NIGDY nie ma dobrego momentu na urodzenie dziecka 🙂
To prawda, szczególnie przy pierwszym dziecku warto mieć u boku kogoś, kto naprawdę rozumie i mądrze wspiera.
🙂 Cieszę się, że znalazłaś tu coś cennego dla Ciebie 🙂