Ostatnie tygodnie przynoszą mi wiele zaskoczenia i miłego zadziwienia. A wszystko to za sprawą przekraczania mojej strefy komfortu i zupełnie niespodziewanym spełnianiem marzeń.
Wszystko zaczęło się od napisania kilku rozdziałów pewnej książki.
Zaraz po śmierci Taty były wakacje. Pogrążona w żałobie postanowiłam dać sobie kilka miesięcy. Odetchnąć, nasycić się kontaktem z Mamą, z dziećmi… Taki czas sprzyja refleksji. Taki czas odpoczynku budzi kreatywność. W trakcie takiego czasu rodzą się nowe pomysły.
Była szósta rano. Siedziałam w domku letniskowym, który zbudował Tata, patrzyłam na moją śpiącą spokojnie niespełna półroczną córeczkę i łzy cisnęły się do moich oczu. Nagle na balkonie pojawił się ptak. Usiadł na posadzce, spojrzał na mnie, zrobił dorodną kupę i… odleciał. Bezczelny! A mimo wszystko dla mnie to wszystko miało symboliczne znaczenie. W tym właśnie momencie uświadomiłam sobie, jak wiele dostałam od mojego Taty. Ile mądrości mnie nauczył. Ile wartościowych rzeczy wpoił samą swoją postawą. Ile ważnych spraw chciałabym przekazać moim dzieciom, a przy okazji także innym kobietom na świecie. Wzięłam komputer i zaczęłam pisać książkę.
Po pewnym czasie mój zapał nieco ostygł. A może zabiły go obowiązki codzienności? Faktem jest, że przestałam regularnie pisać. Zatrzymałam się. I w tym zatrzymaniu, gdzieś między karmieniem i przewijaniem małej, pojawił się pomysł, żeby stworzyć Babskie Tabu.
To nie jest tak, że nie mam chwil zwątpienia. Mam. Bardzo często. Ale zawsze wtedy przypominam sobie, jak szybko odszedł Tata. I uświadamiam sobie, że wstyd, opinie innych, lęk przed oceną, krytyka – wszystko to nie ma znaczenia wobec życia, zdrowia i marzeń, które w sobie nosimy.
Odkładasz swoje marzenie na później?
To wyobraź sobie, że za chwilę otrzymasz telefon i usłyszysz, że ostatnie wyniki twoich badań wskazują na nieuleczalny typ nowotworu. Googlasz jego odmianę i ze statystyk dowiesz się, że zostało ci 6, może 8 tygodni życia.
Wyobraź sobie, że wychodzisz na ulicę, po której jakiś nachlany małolat jedzie autem podkradzionym ojcu i potrąca cię śmiertelnie.
Wyobraź sobie, że jedziesz pociągiem, który się wykoleił i… sama wiesz, co dalej.
Czy warto czekać ze spełnianiem marzeń?
Długo odmawiałam sobie wielu rzeczy. Zawsze znajdowały się inne priorytety, albo ogarniał mnie najzwyczajniej w świecie pospolity leń. Kobiety, które przychodzą do mnie na artecoaching, często przejmują się tym, co powiedzą inni, często spychają swoje potrzeby na najdalszy plan, często umniejszają wagę swoich własnych marzeń. (Jeśli masz ochotę dowiedzieć sie, co można zrobić, żeby uwolnić się od wpływu opinii innych, zajrzyj >>TUTAJ<<) Wiem doskonale, jak to jest. Byłam w tym stanie (i nadal czasem tam trafiam). Dziś nie mam czasu na zmarnowanie.
Dziś, patrzę na czas inaczej. Wiem, jak jest cenny. Każdy z nas, bez względu na ilość, zawsze ma go za mało.
Kilka dni temu postanowiłam zaryzykować.
Otworzyłam plik z rozpoczętą książką. Wybrałam z tekstu esencję i ułożyłam ją w ebook. Pomyślałam, że sam tekst jest mało atrakcyjny, więc usiadłam i namalowałam ilustracje. Złożyłam to wszystko w zgrabny PDF i na kilku forach Facebook’a zapytałam, czy znalazłyby się chętne do przeczytania i udzielenia mi informacji zwrotnych na temat tego miniporadnika. Myślałam, ze jak zgłosi się 10 kobiet i choć połowa z nich odpowie, to już będę wiedziała co poprawić. Tymczasem, miałam ponad 50 chętnych! Ebook wysłałam do 20 z nich. Ku mojemu zaskoczeniu nie dostałam dotąd ani jednej negatywnej opinii! Za to pojawiły się pytania o to, kiedy i gdzie ebook będzie można kupić oraz deklaracje, że jak tylko to nastąpi, książka będzie przekazywana dalej, rekomendowana i tak dalej… Czytelniczki Tygodnika Babskie Tabu otrzymały ebook tydzień temu i też otrzymałam od nich pozytywne feedbacki.
Do tej chwili jestem w szoku.
Co ta historia ma wspólnego ze spełnianiem marzeń?
Od wczesnego dzieciństwa piszę. Pamiętniki, wiersze, opowiadania… Od dawna marzę o napisaniu bestsellera w postaci poradnika bądź powieści. Rozsyłając mój ebook byłam pewna, że będzie krytykowany, że spędzę godziny na poprawkach. Mimo to odważyłam się. Wyszłam z mojej strefy komfortu i świat dał mi pozytywnego kopa pokazując, że było warto!
Dziś zachęcam Ciebie!
Wybierz jedno ze swoich niespełnionych marzeń. Zastanów się, co tak naprawdę blokuje cię przed jego realizacją. Wybierz jedną rzecz, która rodzi twój sprzeciw i dyskomfort, a która przybliży cię definitywnie do realizacji tego marzenia. I zrób ją. Tu i teraz. Wyjdź ze swojej strefy komfortu, a potem poczuj cudowną moc pozytywnego kopa, jaki da ci świat!
Jak ci się podoba moja propozycja?
Podziel się wrażeniami, po tym jak zmierzysz się z tak postawionym zadaniem!
Ale bez względu na to, jak lubisz odpoczywać i jaki rodzaj stresu jest ci najbliższy, pamiętaj:
Jesteś wyjątkowa. Nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak wszyscy.
rusz tyłek i BĄDŹ SOBĄ!
Bardzo przejmujący wpis. Marzeń nie powinno się odkładać. Często gdzieś po drodze nieco się zmieniają. Dawno temu marzyłam o zostaniu prawnikiem, a gdzieś w między czasie przypomniałam sobie jak bardzo nie lubię garniturów i jak zawsze uwielbiałam pisać. Teraz prowadze bloga i projektuje. W końcu zabrałam się za napisanie ebooków i stworzenie własnych produktów. Najtrudniej jest powiedzieć mogę i zacząć 🙂
To prawda – najtrudniej jest ruszyć tyłek i zacząć. Trzymam kciuki za Twoje projekty, Alex!
Brawo! Trzymam kciuki za kolejne zrealizowane marzenia!
(a czy wszyscy prawnicy chodzą w garniturach?)
Dzięki! Ale do 100% realizacji jeszcze daleko 😛 Owszem niestety w większości tak 😉