Planowałam dzisiejszy post od dwóch tygodni. Po tym, jak nagle zachorowałam i (mówiąc wprost) otarłam się o śmierć, wróciły do mnie przemyślenia na temat przemijania i śmierci.Jakbym przeczuwała, że dziś temat ten będzie szczególnie istotny nie tylko dla mnie. No i stało się. Rano przeczytałam w Internecie, że zupełnie niespodziewanie odszedł fantastyczny człowiek – Jan Kulczyk. Zwykle słyszę o tym, że zabieg koronorografii jest niebezpieczny. Przypadek Jana Kulczyka to pierwszy niefortunny, z którym się zetknęłam. Miał zaledwie 65 lat. W takich chwilach wracają wspomnienia o najbliższych, którzy odeszli…

A Ty, czy stanęłaś kiedyś twarzą w twarz ze śmiercią?

Czy jest Ci ze śmiercią do twarzy?

Może byłaś świadkiem odejścia kogoś bliskiego?

Może kogoś straciłaś?

Może sama otarłaś się o śmierć?

Zastanawiałaś się nad tym, co się wtedy czuje? Co się czuje, gdy się umiera? Jak to jest?

Nie wiesz? Powiem Ci jak ja to widzę.

Trzy dni temu była 15 rocznica śmierci mojego ukochanego Dziadka. Zmarł, kiedy miałam 18 lat. Trafił do szpitala na badania kontrolne, ale jego stan okazał się tak poważny, że już nigdy nie wrócił do domu… Gdyby żył mój Tata, razem zapalilibyśmy mu świeczkę…

Kilkanaście lat później straciłam dziecko. Może się wydawać, że w ciągu ośmiu zaledwie tygodni ciąży nie da się przywiązać do dziecka, ale uwierz mi – da się.

Najtrudniejsza była dla mnie śmierć Taty. Najbardziej świadoma. Przeżyta w pełnej koncentracji, przyzwoleniu na cierpienie i trosce o najbliższych.

Śmierć nabrała dla mnie jeszcze innego znaczenia, kiedy okazało się, że pukała już i do moich drzwi. Mówiąc w skrócie – myślałam, że cierpię na zatrucie pokarmowe, podczas gdy miałam bardzo poważny wewnętrzny krwotok. Nie ważne są szczegóły. Ważne, że trochę ponad tydzień temu prawie umarłam. I nie, nie przesadzam, nie wyolbrzymiam, nie koloryzuję. Byłam o włos od śmierci. Zupełnie tego nieświadoma. A kiedy w jednej chwili dotarło do mnie, że mogłabym ot tak, zgasnąć jak świeczka, zostawiając tu w cierpieniu moich najbliższych, a szczególnie moje dzieci – jeszcze mocniej pokochałam życie i zrozumiałam, że trzeba wyciskać z niego, co się da, wyciskać je jak cytrynę.

Ludzie odchodzą. My też odejdziemy. Im mniej świadomi – tym łatwiej dla nas. Taka jest kolej rzeczy.

Dlatego marnować życie, swoje życie na lęk przed śmiercią, na lęk przed wyzwaniami, przed sięganiem po swoje marzenia – to największa głupota, jaką możemy zrobić. Największe marnotrawstwo. Największa zbrodnia. Największy grzech – jeśli wolisz.

Na koniec mała inspiracja – mój hołd dla mądrości i pokory p. Kulczyka. R.I.P. [*]

 

Żyj.

Doceniaj każdy dzień.

I nie licz na to, że coś będzie po śmierci. To tylko głupia wymówka dla tych, którzy boją się teraźniejszość czerpać garściami.

Którzy boją się wziąć pełną odpowiedzialność za swoje życie.

Którzy boją się żyć.

 

artecoaching warszawa Katarzyna Bogusz-Przybylska ARTECOACH (podpis)

 

 

zdjęcie: freedigitalphotos.net

Share Button