Są takie dni, kiedy kompletnie nic się nie układa. Tylko usiąść i wyć. Plany biorą w łeb, wszystko się rozsypuje i nawet ulubiona kawa nie smakuje tak jak zwykle. Dzień (może nawet nie jeden) przepływa przez palce i najbardziej doskonałe metody automotywowania nie pomagają. Czy miewam takie chwile? Oczywiście, że tak! Czy mnie frustrują? Oczywiście, że tak! Co z nimi robię?

Odpuszczam sobie.

Poświęcam więcej niż zwykle czasu i uwagi dzieciom. Sycę się ich obecnością, radością i energią.

Siadam z książką i herbatą plecami oparta o ciepły kaloryfer i słuchając radia daję się pochłonąć jakiejś beletrystycznej pozycji. Albo taniemu romansowi. Czasem zamiast książki i herbaty, wybieram zaległy film na VOD i popcorn. Albo maluję z dzieciakami lub bez. Albo piszę. Nie tylko pamiętniki.

Nazywam to resetem. Chwilą odmóżdżeni. Taki krótki urlop bez urlopu.

Odpuszczam sobie.

W kuchni czekają niepozmywane gary. Trudno. Przecież nie dostaną nóg i nigdzie sobie nie pójdą! Wstawię je do zmywarki tuż przed snem.

Sterta dziecięcego prania czeka na spotkanie z żelazkiem. Trudno. W szafie jest jeszcze kilka ubrań dla maluchów, a jak raz założą coś nieprasowanego, to się przecież nie pochorują od tego.

Miałam napisać jakiś raport, jakieś zestawienie, post na bloga? Trudno. Czytelniczki zrozumieją, a ja ni e zamierzam udawać i nikogo oszukiwać. Czasem potrzebuję sobie odpuścić. Poleniuchować. Odstawić wszystko i wszystkich na boczny tor.

Odpuszczam sobie.

Pławię się w czynnościach dalekich od pracy. I jest mi dobrze. Błogo.

Aż do momentu, kiedy kaloryfer parzy w plecy zbyt mocno, a popcorn szczypie solą w usta. Aż do tego charakterystycznego spięcia w ramionach, które domagają się działania. Fizycznego stresu, który staje się nie do zniesienia. Narastającego pragnienia, by wreszcie powrócić do szybkiego tempa działań. Do tego, co jest moją pasją, co mnie fascynuje zawodowo.

I wtedy zaczyna się dziać. To, co jeszcze chwilę wcześniej robiłabym trzy godziny – teraz robię w pół. Nagle dzwonią znajomi, którzy właśnie skojarzyli, że mogłabym pomóc ich znajomym. Sypią się pytania o współpracę. Nowi klienci, sesje, procesy, warsztaty, wykłady, zadania…

Koło fortuny rozpędza się i przypomina mi o tym, że całe życie składa się z upadków i wzlotów. Z biegów i spacerów. Z momentów, kiedy bujamy w obłokach noszone na skrzydłach weny i motywacji oraz takie, w których ukrywamy się w niezmierzonych głębinach naszej samotności.

I wtedy wraca do mnie spokój. Wszystko jest na swoim miejscu. Tak, jak być powinno. I cieszę się, że życie ma smak. Czasem stresów, czasem pośpiechu, ale też utaplanych farbami małych rączek i roześmianych buź. Czasem ogromnego zmęczenia, ale też wielkiej satysfakcji, kiedy moje klientki opowiadają mi o swoich sukcesach i zmianach, jakie dzięki naszej współpracy zachodzą w ich życiach.

 

Bo życie pełne jest smaków i kolorów.

Które z nich, Ty lubisz najbardziej?

 

 

Jesteś wyjątkowa. Nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak wszyscy.

rusz tyłek i BĄDŹ SOBĄ!

 artecoaching warszawa Katarzyna Bogusz-Przybylska ARTECOACH (podpis)

 

 

 

 

 

zdjęcie w nagłówku: freedigitalphotos.net