Wstajesz rano. Przygotowujesz śniadanie dla dzieci. Czyste ciuchy (Czy jest jeszcze coś czystego? Czy wczorajsze pranie wstawione po północy zdążyło już wyschnąć? – pytasz siebie w głowie). Poganiasz, by szybciej myli zęby, zbierali plecaki, wybierali zabawkę do przedszkola. W międzyczasie wykonujesz niezbędne minimum czynności wokół siebie. W pośpiechu wrzucasz do torebki kluczyki od samochodu, portfel i transparentny puder w kamieniu. Wskakujecie do samochodu jak zwykle w pośpiechu. Jak na złość czerwona fala świateł nie chce zrozumieć, że za dwadzieścia minut zaczynasz ważne spotkanie. Jak na złość młodszy synek właśnie znalazł w samochodowym foteliku stary batonik i z lubością wymazał nim fotelik, siebie i starszego brata. Starasz się odciąć od wrzasku, by nie potrącić jadącego ulicą rowerzysty. Oczyma wyobraźni już widzisz zniechęconą milczącą wielemówiącą minę szefowej, na Twoje kolejne spóźnienie. Czy to ona właśnie dzwoni?…
Uffffff…
Weź głęboki wdech… i wydech…
A teraz przeczytaj spokojnie moje słowa.
„Ale przecież kredyt we franku, wyprawki szkolne, jedzenie dla dzieci!” – krzyczy Twój wewnętrzny głos rozsądku – „Co ona wie o prawdziwym życiu? Co ona wie o tym, jak mi ciężko?”
Wiem.
Niecałe cztery lata temu byłam tam, gdzie Ty.
Czasem nadal dopadają mnie wyrzuty, że zamiast lepiej zająć się dziećmi, skupiam się na własnym marzeniu. Czasem nadal denerwuję się, frustruję i płaczę w poduszkę, że nie daję rady spełnić mojego marzenia tak szybko jak bym chciała. Czasem nadal rozkładam ręce w bezradności.
Wracam wtedy do czasu, kiedy pracowałam w korpo. Dzień gonił noc. Noc goniła dzień. Pęd. Pośpiech. Nerwy. Frustracja. I pozorne bezpieczeństwo finansowe. Bo choć fajna pensja co miesiąc wpływała na konto, to nie było kiedy się nią cieszyć.
Moim punktem kulminacyjnym było, kiedy moja szefowa przypisała sobie autorstwo projektu, nad którym pracowałam kilkanaście miesięcy. Projektu, który był moim największym korporacyjnym sukcesem. Projektu, dla którego przez długie miesiące odkładałam siebie i własną prywatność „na potem” i „na kiedyś”. Kiedy usłyszałam, że coś, co zastępowało mi dziecko, wymyśliła ona – powiedziałam DOŚĆ. Sama siebie przeraziłam. Mój wewnętrzny głos rozsądku wrzeszczał na mnie w furii i panikował. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Wiedziałam jedno – mam ograniczoną ilość czasu, by zbudować moje życie na nowo.
Dziś wiem, że ty też NIE MUSISZ TAK ŻYĆ.
Kluczem jest znalezienie siebie. Potrzeba zatrzymać się. Pobyć ze sobą. Przeżyć frustrację nicnierobienia. Przetrwać ten moment, kiedy w weekend zamiast wyjść na rower, chwytasz za komputer, bo przecież „samo się nie zrobi” i „nikt tego za ciebie nie zrobi”. Wiem jak jest. Byłam tam. Nie tak dawno.
Dziś wiem, że zanim zaczniesz wydawać pieniądze na drogie kursy coachingowe czy szkolenia on-line, zanim zaczniesz wydawać duże sumy na buty, żeby zagłuszyć wewnętrzny głos dobijający się za każdym razem, gdy masz choć odrobinę czasu dla siebie, zanim sięgniesz po te automatyczne kłamczuchy, które próbują utrzymać Twój status quo – zatrzymaj się.
ZATRZYMAJ SIĘ.
Spójrz. Jest lato. Za oknem Twojego auta świeci słońce. Pani mijająca Twój samochód ma przepiękną kwiecistą sukienkę. A z górnego lusterka samochodu spogląda na Ciebie piękna, wyjątkowa i mądra kobieta. Ona naprawdę wie, co dla Ciebie dobre. Zaufaj jej. Posłuchaj, jakie prawdy wlewa do Twojego serca. Wyłącz rozum. Na chwilę. Spróbuj. Bo tylko w ten sposób możesz zrobić przestrzeń na nowe.
Nie odkładaj życia na potem.
Jutro zaczyna się teraz!
rusz tyłek i BĄDŹ SOBĄ!
Kasiu, fajnie, że coraz więcej osób mówi otwarcie, że życie jest teraz, a nie wczoraj, ani jutro. Długo funkcjonowałam tylko w „jutro”, a teraz się ukorzeniam i czerpię garściami z Tu i teraz. Bardzo lubię tu być.
Podoba mi się także idea robienia czegoś ważnego dla siebie. Jednak nie jestem taką radykalną przeciwniczką korpo. Na co dzień pracuję na etacie oraz dla siebie. Da się to pogodzić i czerpać korzyści z obu ścieżek, ale trzeba to robić z sensem i sercem. Inaczej się „zajedziemy”.
Kasiu – pełna zgoda. Korpo ma sens, jeśli wiemy, po co tam jesteśmy, jeśli naszej obecności na etacie przyświeca wyższy cel związany z naszą życiową misją. Moim celem było zwrócenie uwagi na to, że w środowiskach korporacyjnych najbardziej dobitnie widać dominującą kulturę pośpiechu (robienia wszystkiego na wczoraj), rywalizacji, frustracji i braku refleksji (bo zwyczajnie nie ma na nią czasu). ~Kasia