Daczego nie akceptujesz siebie?
Nie urodziłaś się białą kartą
Pozwól, że przedstawię Ci pokrótce, skąd bierze się w nas brak samoakceptacji.
Czy zdarzyło Ci się zareagować w jakiejś sytuacji w sposób, dla Ciebie samej niezrozumiały? A może trudno Ci wyjaśnić, dlaczego nie lubisz jakiegoś konkretnego typu osób? Albo dlaczego czujesz lęk w sytuacjach, które z logicznego punktu widzenia nie powinny budzić w Tobie takich emocji? Być może te niewyjaśnione reakcje i emocje wynikają z zapisu epigenetycznego.
To dzięki przodkom jesteś tu, gdzie jesteś. Czy tego chcesz czy nie, nie urodziłaś się jako tak zwana „biała karta”, czy jak mówią inni: tabula rasa. Już w momencie przyjścia na świat, w komórkach Twojego ciała było zapisane mnóstwo danych, które (jak wiadomo od dawna) miały Cię nauczyć jak przeżyć na tym okrutnym świecie, ale też takich, których przeznaczenie trudno określić. Odkąd wśród dziedzin nauki rozwija się epigenetyka wiemy, że nasi przodkowie przekazali nam wiele informacji, nie tylko za pośrednictwem DNA, ale także wraz z tak zwanym dziedziczeniem komórkowym. Dzięki tej wiedzy zaczynamy rozumieć, jak to możliwe, że emocje związane z traumami wojennymi towarzyszą wnukom, a nawet prawnukom, którzy nie mieli szansy poznać swoich pradziadków, bo ci zginęli w czasie wojny.
Mogło się też zdarzyć, że już przychodząc na świat miałaś gdzieś głęboko w sobie zapisane, że niewiele jesteś warta jako człowiek. Może Twoja praprababka była służącą, którą pracodawca mieszał z błotem. A może pradziadek służył w wojsku, gdzie doświadczył przemocy, o której nigdy nie potrafił mówić. Może być też tak, że ktoś z Twoich przodków zrobił coś złego drugiej osobie i to tak bardzo podkopało jego poczucie akceptacji siebie, że od tej pory ta dana jest przekazywana z pokolenia na pokolenie.
Tak, wiem jak trudno w to uwierzyć. Wiem, jak bardzo absurdalnie to brzmi, gdy słyszy się po raz pierwszy. Z drugiej strony wiem też, że to niezwykle interesujące. Więc jeśli zapaliła się w Tobie iskierka ciekawości, poszukaj informacji o teorii Berta Hellingera oraz o tym, co mówi Mark Wolynn. Albo śledź moje artykuły – niedługo napiszę o tym, czego nauczyłam się od pierwszego i drugiego pana.
Twoi rodzice starali się najlepiej jak potrafili
Kiedy przyszłaś na świat, z całym bagażem gentyki i epigenetyki, to, czego najbardziej potrzebowałaś to miłość, troska i opieka ze strony dorosłych. Tylko dzięki opiece dorosłych mogłaś przeżyć pierwsze lata życia. Oczywiście, najczęściej pierwszym i najbardziej naturalnym opiekunem dziecka jest mama, ale nie zawsze jest ona obecna. Niektóre matki umierają przy porodzie, inne tuż po. Są takie, które odchodzą z własnego wyboru i takie, które oddają dzieci pod opiekę innych, bo nie mają innego wyjścia. Są dzieci otoczone wymarzoną opieką dorosłych i takie, które mają znacznie mniej szczęścia w tym zakresie…
Nie wierzę w to, że jakakolwiek dorosła osoba chciałaby świadomie skrzywdzić dziecko. Jestem przekonana, że każdy dorosły opiekujący się dzieckiem, stara się najlepiej jak potrafi. Bo każdy dorosły również ma swój bagaż. Jest to bagaż nie tylko odziedziczony po przodkach, ale uzupełniony o własne życiowe doświadczenia. I mogło zdarzyć się tak, że na drodze życia, Twoi pierwsi opiekunowie, stracili akceptację siebie i nigdy jej nie odzyskali. Dlatego, mogło zdarzyć się tak, że nie nauczyli Cię akceptować siebie, bo nie potrafili tego zrobić.
Jeśli wolisz, możesz myśleć, że jako noworodek akceptowałaś siebie w pełni taką, jaka jesteś. Bardzo lubię stwierdzenie Donalda Winnicotta, że każde dziecko szuka siebie w oczach matki. Więc nawet jeśli jako nowonarodzony maluch czułaś pełną swoją akceptację, to od Twojej mamy czy innych pierwszych opiekunów zależało, jak dalej potoczyły się losy Twojego spojrzenia na siebie. Bo tak jak napisałam wcześniej, dziecko, żeby przeżyć, potrzebuje opieki dorosłego. I zrobi wszystko, żeby tę opiekę dostać. Nawet jeśli to oznacza, że musi wyrzec się siebie i udawać kogoś, kim nie jest, od pierwszych dni swojego życia.
Akceptacja siebie a grzech pierworodny
Jedną z tych rzeczy, jakie nasi przodkowie uważali za cenne, jest wiara. Większość z nas dorastała w domach, gdzie religia była ważna, jeśli nie najważniejsza. Wiele pokoleń wstecz nasi przodkowie potrzebowali religii, by wyjaśnić niewyjaśnione. Plagi egipskie? Bardzo proszę – kara boska. Sodoma i Gomora? Bardzo proszę – kara boska. Zaćmienie księżyca? Bardzo proszę – kara boska. Brzmi absurdalnie, prawda?
No to idźmy dalej. Wyobraź sobie, że Twoja prapraprababka ukradła swojemu ojcu trochę pieniędzy i uciekła z ukochanym, by wziąć ślub i żyć niezależnie. Dziś rodzisz dziecko i jedna z pierwszych rzeczy, jakie robisz po wyjściu do szpitala, to spacer na grób Twojego prapraprapradziadka. Tam wyjmujesz dziecko z wózka, myjesz mu głowę błagając przodka o przebaczenie dawnych win swojej prapraprababki. Błagasz, by nie wykluczał tego dziecięcia z rodziny. Brzmi absurdalnie?
Tymczasem wciąż miliony ludzi kontynuuje tradycję wiary, że noworodek przychodzi na świat skalany grzechem pierworodnym. Miliony ludzi nie widzi nic złego w obrazie kobiet przedstawionym w Biblii. Inna sprawa, że spośród wierzących tylko garstka przeczytała Biblię, ale dziś nie o tym…
Czujesz już o czym mówię?
Jeśli dorastałaś w rodzinie katolickiej, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że od dziecka wpajano Ci obraz siebie obarczony grzechem. Sakrament spowiedzi każe się spowiadać – pamiętam jak sama szukałam w głowie jakichś absurdalnych grzechów, by tylko mieć co powiedzieć do księdza w konfesjonale. Nauczono nas starać się być wciąż lepszymi dla boga dając do zrozumienia, że wciąż jest z nami coś nie tak. Wmawiając, że mamy doganiać wzór, który jest niedościgniony, bo omnipotentny. A żaden człowiek nie był, nie jest i nigdy nie będzie omnipotentny, więc jak mamy zaakceptować siebie, skoro wciąż w kościele wmawiają nam, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy?
Tak, religia mogła również wpłynąć na utratę akceptacji siebie…
Jeszcze jeden scenariusz
Czasem zdarza się też tak, że akceptację siebie tracą osoby dorosłe. Tych przypadków jest najmniej i najczęściej są związane z jakąś ogromną traumą – np. niepłodnością (która czasem może mieć źródło w epigenetycy), poronieniem, gwałtem, wojną, nieumyślnym spowodowaniem czyjejś śmierci, wejściem w związek przemocowy itp. Tragedii i traum może być wiele. Jednak stracić akceptację siebie w dorosłości jest najtrudniej i trzeba tu naprawdę ekstremalnej siły zewnętrznej, żeby dorosłej osobie akceptację siebie odebrać.
Więc jeśli jako osoba dorosła czujesz, że brakuje Ci akceptacji siebie, to jest bardzo prawdopodobne, że
1 – nigdy jej nie miałaś,
2 – nie nauczyli Cię jej rodzice,
3 – doświadczyłaś traumatycznego zdarzenia, które tę akceptację w Tobie zabiło.
Jak widzisz, powodów utraty akceptacji siebie może być co najmniej kilka. Dobra wiadomość jest taka, że akceptację siebie można odzyskać. Napiszę o tym w kolejnych artykułach. A tymczasem, jeśli zainteresował Cię ten temat, przeczytaj artykuł „Moja droga do akceptacji siebie” o tym, jak ja odzyskiwałam moją własną akceptację siebie.
Ciekawa jestem co sądzisz o moich przemyśleniach – zgadzasz się ze mną? Nie? Podyskutujmy pod tym postem !
Rozejrzyj się! Może wśród Twoich znajomych są dziewczyny, które zastanawiają się, dlaczego brak im akceptacji siebie i poczucia własnej wartości – udostępnij im ten tekst. Może właśnie tego artykułu potrzebują, by pozbyć się frustracji i zacząć być po swojemu?
Pamiętaj, jesteś wystarczająca taka jaka jesteś.
BĄDŹ PO SWOJEMU
i nie daj sobie wmówić, że masz być taka jak inne!
Jak długo jeszcze będziesz zależna od opinii innych?
Patrzysz w lusto i myślisz: „Beznadziejna. Nic nie warta. Głupia. Brzydka. Nic mi nie wychodzi, nic mi się nie udaje. Jestem do niczego.” Wychodzisz z domu i widzisz wokół tysiące wartościowych kobiet. Nawet te z najbliższego otoczenia – mama, siostra, przyjaciółka, koleżanki z pracy – wszystkie wydają się być o niebo lepsze i wartościowsze od ciebie… No właśnie. WYDAJĄ się. Jeśli czujesz, że jesteś zbyt zależna od opinii innych, ten tekst jest dla ciebie.
Do czego masz osobiste prawo, Babo?
Wiele razy przychodziły do mnie na coaching kobiety, które chciały pracować nad asertywnością. Po dłuższym badaniu tematu wychodziło na jaw, że ich kluczowym problemem był brak umiejętności stawiania własnych granic i dbania o ich szanowanie. Odmawiały sobie prawa do wielu rzeczy przez wzgląd na innych. Ale przede wszystkim odmawiały sobie prawa do życia w zgodzie ze sobą.